W jeden ze styczniowych piątków wybrałam się na spektakl „Chopin Fresh Fruits”. Intro do niego było niecodzienne, bo skupiało się na osobie Marioli Hendrykowskiej. Ta nieznana mi, jak się okazało, wybitna tancerka, obchodziła jubileusz pracy zawodowej. Cała impreza jubileuszowo – teatralna odbywała się w Auli Artis przy ul. Kutrzeby. Znalazłam się tam niejako przypadkiem, wygrywając bilet w „facebookowym” konkursie WSNHID.
Jednak ta wygrana stanowiła pretekst do obudzenia drzemiącej we mnie od dłuższego czasu ciekawości dotyczącej sztuki tańca. Sztuką interesuję się od dawna – ukończyłam ASP – lecz dziedzina tańca jest mi całkowicie obca. Miałam jedynie jakieś mgliste, jak się podczas spektaklu okazało, wyobrażenie o tańcu.
Jubileuszowe intro, w postaci filmu o Pani Marioli, utwierdziło mnie w przekonaniu, że praca tancerza to bezkompromisowe życie pełne wyzwań. Tym bardziej byłam ciekawa następującego po filmie przedstawienia. Było ono dedykacją młodych tancerzy Teatru Tańca dla Jubilatki. Światło zgasło. Z zapartym tchem czekałam na kompilację muzyki i obrazu ciał, jaki miał teraz nastąpić. I – cisza. Wytężając słuch wychwyciłam szelest ciał wlewających się na scenę. Efemeryczne postacie wpłynęły na deski teatru otulone arkuszem papieru. Uśmiechnęłam się na tą subtelną konotację tańca z ekspresją plastyczną, jakże często wyrażaną na kartce papieru. Postacie złożyły arkusze papieru w formę łódek i … już nic nie było jasne. Może poza tym, że kompletnie nie potrafię czytać tanecznej sztuki. Moje wyobrażenia o takim spektaklu okazały się być jakąś wierutną bajką. Uparcie pragnęłam wejść w ten specyficzny mobilny obraz ciał. Moja estetyczna uwaga była napięta do granic możliwości. Napawałam się wdziękiem poszczególnych kadrów tanecznego teatru. Plastyka ciała, multiplikacja figur aktorów czy szelest ich chodu, były niczym cekiny mieniące się na zwiewnej tkaninie. Nijak jednak nie potrafiłam rozpoznać jej gatunku. Czułam jak ułomne są moje zmysły nie nadążające za fabułą spektaklu.
Gorzej – ja tej fabuły nie czułam! Kumulacja niezwykłych doznań wizualnych i słuchowych była estetycznym szokiem. Skupienie uwagi było niemożliwe przy tak wielu elementach, które układały się w coraz to nowe konfiguracje. Wzrok mój tańczył pośród tych wibrujących kadrów. Nie zdołałam im się przyjrzeć na tyle dokładnie, by teraz choć po części oddać ich charakter. Pojawił się jednak dla mnie dobitny epilog tego spektaklu. To niezaspokojona ciekawość tego magicznego świata tanecznych konfiguracji i olbrzymia chęć i obowiązek aby ów świat poznać…