2 lut 2011

Wyzwanie pracy dyplomowej*

Moja uwaga skierowana na drugiego człowieka, przez pryzmat studenckich
prac graficznych, odbiła się refleksem, którego wiązka „padła” na moją osobę.
W kontekście zamknięcia konkretnych etapów mojego życia , wiązka przerodziła się
w oślepiające pytanie: „co dalej?”. Pytanie to implikuje jednocześnie
konieczność podsumowania „siebie”, która stanowi
„motor” rozważań tej pracy. Klarujące się w ten sposób wytyczne,
„poruszyły” domino, które szybko i na długo, zostało zablokowane
przez niewspółmiernie wielki, w stosunku do reszty elementów, „klocek” lęku.
Uświadomienie jego istnienia, wobec niemożności nazwania go, determinowało
próbę sprecyzowania budujących go składników. 

*fragment pracy magisterskiej "Antynomie wrażliwości estetycznej"
 

Z perspektywy czasu mogę określić, iż rozbudowane fundamenty owego lęku
tworzy silna kompilacja składników mojego świata, ze światem zewnętrznym.
Do „betoniarki”, podczas jego „budowy”,
został „wrzucony”;chaos moich, zagłuszających się wzajemnie pomysłów,
generowanych wrażliwością, doprawiony dotychczasowym dorobkiem twórczym.
Wielość bodźców świata zewnętrznego, przywoływana przeze mnie niczym
negatywna mantra, cementuje solidnie tą zaprawę.
A ruch betoniarki determinują,
wciąż narastające, wyzwania dorosłości.

Rozpoznanie składników tych fundamentów, umożliwiło mi „prześwietlenie” murów
całej „budowli” strachu, niemal po dach. Rozpoznałam w nich pojedyncze
abstrakcyjnie i szeroko rozumiane zjawiska, przed którymi wielokrotnie, w swym życiu,
uciekałam. „Zabudowana” tym murem strachu, panikuję przed tym
co nieznane, spontaniczne, nie – moje. Istnienie nieznanego, uwypukla jednocześnie,
moją niewiedzę. Niewiedza natomiast generuje błąd, który staje się niejednokrotnie
i nieprzewidywalnie, moim udziałem. Groźba potencjalnego błędu, w każdej życiowej sytuacji,
kreuje poczucie niepewności. Natomiast dopuszczenie się tego błędu,
powoduje rozczarowanie sobą. Brak samoakceptacji odradza się, wobec zdemaskowania
mojej niedoskonałości, przez drugiego człowieka.

Mozolnie wytłuszczona pajęczyna strachów, osiada zatem, wobec konfrontacji
z drugim człowiekiem. Strachy intensyfikują się współmiernie, do znaczenia
danej konfrontacji. I w związku z tym, forma obrony pracy dyplomowej, której wynik
jest zależny również od tej konfrontacji z drugim człowiekiem, uaktywnia ich kwintesencję.
Jest bowiem oficjalną formą, potencjalnego zdemaskowania mojej niedoskonałości; niewiedzy.
Wyobraźnia, napędzana tym strachem zaczęła nerwowo wypluwać koncepcje, które
miały na celu udaremnić tą dekonspirację.


Imaginacje momentu obrony pracy, jako „obrony siebie”,
przy całej swej różnorodności, niezmiennie posiadały; aktora, scenę i widzów.
Niewątpliwie konfiguracja ta, przypisuje mi rolę aktora. A specyfika tego „teatru”,
umożliwia widzowi, czynny w nim udział. W ten sposób widz staje się „współ – aktorem”.
Nieznajomość kwestii, jaką wypowie, potencjalnie burzy, sens mojej kwestii.
I wobec spontanicznego charakteru całego scenariusza, sytuuje się moja panika.
Podsumowujący charakter pracy teoretycznej, zdaje się być defensywną formą obrony.
Degradując swoje niektóre cechy czy dokonania, próbuję wyprzedzić
demaskujące spojrzenie widza. Daje mi to jednak nikłe poczucie bezpieczeństwa.

Nie mogąc przewidzieć reakcji widza, skupiłam się na formie scenografii,
za którą mogłabym się ukryć. Wzbraniając się przed całą tą wizją solowej gry na scenie,
chowałam się niejednokrotnie w moim rysunkowym świecie.
Ostentacyjnie „weszłam” dużym formatem kartki,
w jeden z moich rysunków. To banalne powiększenie, uwypukliło bezpieczeństwo,
emanujące z rysowanych przeze mnie motywów. Świadomość ta spowodowała,
iż w świecie tym, analitycznie zaczęłam szukać rekwizytów, które mogę
„wnieść” na scenę. Ten analityczny wgląd, umożliwił dostrzeżenie
multiplikowanych rysunkowo przedmiotów, budujących bezpieczeństwo przestrzeni,
w których są ulokowane. To właśnie te przedmioty, jako osobliwe atrybuty danej przestrzeni,
stanowią o jej własnościach. A rysunkowe ich powielanie, było, dotychczas nieświadomą
mantrą, budującą mój spokój. Skoro dotknięcie kreską przedmiotu inspiracji,
pierwotnie oswaja cały jego kontekst przestrzenny, to analogiczne powtórzenie tego zabiegu,
intensyfikuje to doznanie. Jednocześnie jest moją osobistą rewizją oglądu tego przedmiotu,
wobec niuansów jego zmienności, wyznaczanych przez aspekt światła oraz mojego ruchu
względem tego przedmiotu. Pomimo tego niuansu, przedmiot taki stanowi stałość,
wobec zmienności i nieprzewidywalności bodźców świata. Co niewątpliwie wzmacnia,
generowane przez niego, poczucie bezpieczeństwa. Selekcja konkretnych przedmiotów,
spośród wszystkich, występujących w tych bezpiecznych dla mnie przestrzeniach,
jest determinowana moją wrażliwością estetyczną. Atrakcyjność powielanego przedmiotu,
jawi się w kontekście, posiadanej przez niego, a bliskiej mi, jakości estetycznej.
Takie wyposażenie przedmiotu, nobilituje go do rangi symbolu danej przestrzeni.
Wrażliwość nie wybiera jednak tych doskonałych estetycznie, pozostawiając mi w tym polu
możliwość rysunkowego dopowiedzenia.

Siła oddziaływania oglądu przedmiotu, na przestrzeń, w której się znajduje,
zrodziła koncepcję skonfrontowania jej, wobec obcości „teatralnych desek”.
Wgląd w moje bezpieczne przestrzenie, przez pryzmat rysunków, „wypożyczył”
konkretne przedmioty, do tej teatralnej scenografii. Jednocześnie, dla niwelowania
ogromu mojego strachu, mianownik wspólnej przestrzeni, tworzą „przedmioty”
naturalnej wielkości. Jest to, de facto, wyolbrzymienie, wobec ich rysunkowych przedstawień.
Pchnięta strachem, w ocean nieprzewidywalności, dryfuję,
„trzymając się” ich kurczowo.

Specyfika grafiki, umożliwiła wykorzystanie matrycy, jako „stelaża” danego przedmiotu,
na którym „osadzam” i dopowiadam jego zmienny ogląd.
Kojarząc każdy przedmiot, z przypisaną mu, w mojej „estetycznej pamięci”,
jakością, poddaję go modulacji, względem niej. Taka kreacja, osobliwie odrealnia
jego wizerunek, „wpisując” go, jako znak, w „język”
mojej estetycznej wrażliwości. Wobec czego, przedstawienie danego przedmiotu,
zdaje się być akcentem konkretnej jakości.

Czajnik „świeci” intensywnością żółci, „miękkość” różu
odrealnia monumentalność fotela, lustro „zarysowuje” swą sylwetkę
ornamentem grubej kreski, a paproć żywo drży fluorescencją zieleni.
Kompilacja tych przedstawień podkreśla prymarność barwy, wyznaczaną
przez moją wrażliwość. Arkusz papieru, w który wdrukowuje ten zbiór
akcentów estetycznych, „okala” go rezerwą bieli.
Stanowi to podkreślenie „znakowego” charakteru danego
przedstawienia przedmiotu i nie „wkleja” go permanentnie
w oswajaną przestrzeń, umożliwiając jego zastosowanie, wobec kolejnej.
Pierwotnie wyłowiona „siła” danego przedmiotu, została
zaskakująco zintensyfikowana, w procesie realizacji graficznej.
Poczucie bezpieczeństwa, „rosło” przede wszystkim,
poprzez „kontemplacyjne spowicie” każdego przedmiotu,
wszelkimi czynnościami graficznego warsztatu. Dodatkowym „nawozem”,
stały się, wszechobecne; wydruki komputerowe, szkice, makiety i zdjęcia owych przedmiotów.
Rozsiewane „roboczo” w tych przestrzeniach, niemal dosłownie,
„mieszały” ich wspólny odcień bezpieczeństwa. Umożliwiona matrycą,
multiplikacja przedmiotu, nadaje zbudowanej tak scenografii, uniwersalny charakter.
Atrybuty tego azylu, obwarowane taką siła, wobec swej potencjalnie nieograniczonej ilości,
mogą „meblować” każdą „obcą” przestrzeń.
I jestem gotowa w niej stanąć, nawet jako aktor.