2 lut 2011

Magia matrycy*

Jako absolwentka Liceum Plastycznego
oraz ASP/ kierunku: grafika warsztatowa
podejmę się stworzenia charakterystyki mojej twórczości,
przez pryzmat moich realizacji studenckich.
Zasadność takiego wyboru przejawia się nie tyle
w sztucznie wytyczonej granicy liceum – studia,
co w zauroczeniu wachlarzem możliwości
technik wklęsłodrukowych wraz z pierwszą
praktyką owych technik. Bynajmniej nie mam
w zamiarze pominąć istotnego etapu mojego
rozwoju twórczego, jaki stanowiła
edukacja artystyczna w liceum plastycznym. 


*fragment pracy magisterskiej "Antynomie wrażliwości estetycznej"


Tam bowiem krystalizował się, niejako na marginesie
(w przenośni i dosłownie), ów silny estetyczny pociąg
do formy ornamentu. Ta dosłowna i metaforyczna marginalność,
przejawiała się zabudowywaniem każdej napotkanej pustej
przestrzeni kartki motywem ornamentalnym, tworzonym nieświadomie;
na marginesie wszelkich programowo edukacyjnych wyzwań twórczych,
jak i na marginesie notatnika lekcyjnego.


Przykład integralności powstawania owego ornamentu
na marginesach zapisanych zeszytów, nie rozwodząc się
nad artystycznymi walorami tegoż ornamentu, prezentuje zalążek,
towarzyszącej mi po dziś dzień, tendencji łączenia notatki pisemnej
z abstraktem ornamentu. Z perspektywy czasu, dostrzec można
intrygującą grę, między literą a ornamentem. W pewnym momencie
ornament, bezczelnie „wypiera” tekst z przestrzeni kartki,
stając się samoistną notatką, przy czym słowo ‘notatka’
jest tu użyte w znaczeniu dosłownym. Niejednokrotnie bowiem,
wracając do narysowanego (czy raczej w tym kontekście, zapisanego)
ornamentu, potrafiłam odtworzyć treść słuchanego wykładu.
Lawirujący wokół tekstu ornament, znalazł swoje miejsce
we wspomnianych już cyklach graficznych. Bynajmniej nie stanowiło to
zakończenia wątku, przeciwnie, określić to mogę punktem startowym
dla tego waloru plastycznego, (który niewątpliwie dostrzec można
w późniejszych moich realizacjach).
Ówczesne pragnienie nadania autonomicznego charakteru
"zeszytowemu" ornamentowi, wzmożone niejako
wcześniejszym bagatelizowaniem przejawów tejże jakości
w moich działaniach twórczych, zagłuszyło kontekst tematyczno - technologiczny,
w którym praca powstawała. Kreacja, płynąca z nurtem entuzjazmu i świeżości,
nie poddała się pierwszym porażkom technologicznym, wynikającym
z braku znajomości i doświadczenia technik metalowych.
Wspomniana kreacja ominęła również niejako aspekt tematu pracy
( obowiązkowy temat semestralny Most), wynikiem czego jest
świadoma teraźniejsza rezygnacja z pierwotnego tytułu , a raczej hasła,
traktowanego przeze mnie, jako pretekst do wyzwolenia uśpionej potrzeby
ornamentu. Z mojego punktu widzenia, efektem finalnym owej kreacji
wcale nie jest wspomniany cykl grafik, lecz raczej uświadomienie przyjemności
samej kreacji; dotykania kreską wyobrażonego motywu ornamentu.


Ukierunkowanie aktu twórczego na abstrakcyjny rysunek ornamentu,
generuje każdorazowo kalejdoskop moich imaginacji (celową niedookreśloność,
którą ujawnia określenie imaginacje tłumaczę synestezją i synkretyzmem
powstających "wewnętrznych" myśli i obrazów). Jakoby rysowany ornament,
zagłuszając bodźce świata zewnętrznego, analogicznie intensyfikował
odśrodkowe podniety. W tym kontekście, nie bez znaczenia pozostaje
monotonia formy, jaką jest ornament, a także precyzyjny charakter wykonania,
powodujący długi czas kreacyjny. Specyfika formy ornamentalnej determinuje
kontemplacyjne na nią ukierunkowanie, jednakże jest ono jedynie punktem wyjścia
do dalszej fazy "imaginacyjnej". Zamierzeniem moim nie jest tu bynajmniej
mechaniczna klasyfikacja. Określenie "faza" ma tu na celu jedynie skontrastowanie
owej pierwotnej (kontemplacyjnej) funkcji, jaką niesie ze sobą realizacja ornamentu,
z wspomnianym kalejdoskopem, którego projekcja obrazów dzieje się, de facto,
tylko w mojej głowie. Kontemplacyjność samego ornamentu, choć niepodobna
wyznaczać jakiegokolwiek porządku w tym kalejdoskopie, przeplata się bądź
współwystępuje z aktem imaginacyjnym. W ten sposób stanowi odpowiednio
moment wytchnienia lub skupienia, w kontekście owego aktu.















Przybliżając specyfikę tworzenia ornamentu, nie mam na celu wyolbrzymiania
jego znaczenia, w kontekście każdorazowego jego rysowania.
Wyróżniam tu raczej jeden z moich sposobów kreacyjnych, podczas którego
może się pojawić namiastka kolejnej realizacji plastycznej (lecz jak podkreślam,
nie stanowi to jego właściwości permanentnej). Przedstawienie tegoż sposobu
twórczego, choć zostało usytuowane w kontekście pierwszego cyklu prac graficznych
, odnosi się zatem do wielu realizacji twórczych. Należy w tym miejscu
dostrzec konotacje specyfiki tego rodzaju procesu twórczego, z wrażliwością astetyczną.
Konstruowanie ornamentu jest bowiem tożsame, z astetycznie
pojmowanym zawłaszczaniem przestrzeni. Twórczość plastyczna w ogóle,
jako modulowanie formy, jest ściśle związana z astetyką. Osobliwe „dotykanie”
różnorodnej formy, towarzyszy również każdej niemal czynności, poprzedzającej
wykonanie matrycy (Mam tu na myśli mechaniczne czynności związane z blachą;
szlifowanie, polerowanie, pokrywanie werniksem, przyklejanie kalafonii itp.).
Astetyczna satysfakcja rodzi się także, w zwieńczającym pracę procesie drukowania.
Zdaje się ona, poprzez wyłaniający się z „głuchej płaszczyzny” czerni lustrzany motyw
mojego projektu, intensyfikować poczucie twórczego spełnienia.

Uwolnienie ornamentu w poprzedniej pracy, dodatkowo uwrażliwiło moją percepcję
na ten motyw. I z prądem tego entuzjazmu wypłynęła idea Rur (Industrial ornament).
Z perspektywy czasu, jako pozytywny aspekt tej pracy, rysuje się jedynie
pierwszy krok w „lawinie” jej realizacji. Choć praca nad tym cyklem graficznym
trwała kilka miesięcy, i stanowi swoistą „czarną owcę” w moim twórczym dorobku,
to najintensywniejsze i najbardziej osobliwe uczucie, zrodziło się właśnie
na samym jej początku. Specyfika tego uczucia sytuuje się w polu estetycznego
sentymentu, wyznaczonego ornamentalną jakością. Przypadkowo dostrzeżona
ornamentalna forma mechanicznych elementów fabryki, wygenerowała,
owiane świeżością, uczucie olśnienia. I zdaje się, iż to właśnie ta skrajnie pozytywna
aura przyjemności estetycznej, uniemożliwiła dalsze modyfikowanie koncepcji.
Zdrętwiałam i zachłysnęłam się masywem ornamentalnej formy, która,
w przełożeniu na moją pracę, stała się karykaturalną reminiscencją
tego wielkiego uczucia. Przerosła mnie, na ówczesnym etapie twórczym,
powodując w kolejnych etapach moją niecierpliwość i zmęczenie.
Wobec tych narastających negatywnych uczuć, ujawniała się moja
nieumiejętność odpoczynku w procesie realizacji pracy. Implikowany w ten sposób,
nieudolny „przyspieszony kurs” nabierania dystansu do własnej twórczości,
napotkał niemałą trudność, wynikłą z mojej irracjonalnej upartości.
Chociaż ów dystans nie został w pełni osiągnięty, praca ta jawi się
w moim wspomnieniu, jako swoiste katharsis drogi twórczej, do kreacji
kolejnych projektów.










Ta twórcza „siermiężność” Rur, stworzyła pewną blokadę dla dalszych
artystycznych działań. Niecierpliwie poszukiwałam kolejnej koncepcji pracy,
która wyzwoliłaby mnie z tego marazmu. Jednak jałowość i „bezpłodność”
tych poszukiwań, spowodowała moją ucieczkę w rysunek. I był to niejako przełom,
dla tego środka wyrazu. Z udziałem już znanego mi uczucia olśnienia,
dostrzegłam, multiplikowane przeze mnie rysunkowo, motywy tematyczne.
Tak wyklarowana klasyfikacja tematów, pozwoliła na ich wyciągnięcie z płaszczyzny
rysunku, dając początek ich dowolnym modyfikacjom. Rysunkowy motyw
mieszkalnego wnętrza, w konfrontacji z spectrum możliwości graficznych,
stanowił punkt wyjścia dla Wnętrz .


Koncepcja pracy opierała się na iluzji przestrzeni, która była budowana
poprzez sztuczne „rozszczepienie” planów kadru. Ażurowo potraktowany
motyw drzwi bądź okna, w każdym z autonomicznych przedstawień
konkretnego pomieszczenia, umożliwiał wgląd w kolejne wnętrze.
Przedstawione pomieszczenia, zostały przeze mnie „umeblowane”
kompilacją fascynujących mnie jakości. Drewnianą podłogę pokoju
przykrywam ciasnym ornamentem dywanu, który fragmentarycznie
„wciska się” pod przysadzistą wersalkę. Formą ławy, naruszam jego
„jubilerską” materię. Przesadną przytulność pomieszczenia, potęgują
„ładne” obrazki, powieszone na jego ścianie. Wykrojony w centralnym
punkcie kompozycji, otwór drzwiowy, umożliwia wyjście z tego,
niemal dusznego, pomieszczenia. Analogiczny przepych rysuje się
w ornamentalnej płaszczyźnie łazienkowych kafelek kolejno spłaszczonego planu,
niemal pochłaniających jego pozostałe elementy. Matryca wykonana
dla każdego pomieszczenia, staje się głównym linearnym stelażem,
na którym różnorodnie osadzona barwa, zmienia jego wystrój.
Wielokrotny wydruk tej samej łazienki czy pokoju, jest przeze mnie
beztrosko kolorowany pisakami. Nadaje to każdemu elementowi wnętrza
charakter gadżetu, który zostaje dosłownie uwypuklony, przez wykonanie
wybranych przedmiotów (takich jak, obrazek, kalendarz, czy firanka)
w trójwymiarze. Taka separacja poszczególnych planów umożliwiła
dowolne ich „tasowanie” w grze przestrzeni. Umożliwiła absurdalne sytuacje,
w których pokój bezpośrednio otwiera się na krajobraz, a łazienkowe okno
„wciska się” w okno sąsiedniego mieszkania.












Motyw wyjścia z przestrzeni mieszkalnego wnętrza, potraktowany przeze mnie
dosłownie, stał się jednocześnie punktem wyjścia, dla koncepcji kolejnej realizacji.
Figlarnie wywróciłam na prawą stronę „podszewkę” mieszkania,
tworząc Balkony (Enjoy!). Narzucająca się multiplikacja motywu balkonu,
sprowokowała mnie do coraz intensywniejszego wyławiania go z tła miasta.
Z biegiem czasu, w mojej świadomości, uwidoczniło się bogactwo „balkonowego”
kadru. W tym bogactwie dostrzegłam powtarzalność balkonowych akcesoriów,
które meblują to swoiste „przedłużenie” prywatnej przestrzeni mieszkalnej.
Urzekła mnie budowana w ten sposób, specyfika reprezentacji, nadająca balkonowi
funkcję „ołtarzyka” lokatorów danego mieszkania. Intrygująca jest
idea gromadzenia i konkretnego komponowania owych przedmiotów.
Wobec balkonowego kadru, stawiam retoryczne pytanie o „intencjonalność”
jego osobliwego wyposażenia. Nadając maksymalnie uniwersalny charakter
formie balkonu, starałam się wygłuszyć, budujące ją samą, atrakcyjne estetycznie
jakości. Uśrednienie ornamentu balustrady, czy framugi okiennej,
uwypukla tym samym, osobliwość balkonowych rekwizytów.
Określając je ornamentem kreski i migotliwością barwy,
utożsamiłam każdy z elementem kalejdoskopu tego kadru.
Jednocześnie, mobilny charakter tych rekwizytów przeniesiony
na moją pracę, otworzył ją na odbiorcę, i umożliwił mu „poruszanie”
tym kalejdoskopem.